Raz jeszcze o „uboju”. Może i własnej głupocie (a propos głosu Pani/Pana M. K.)

Zdaję sobie sprawę z faktu, że olbrzymia większość Ziemian to ludzie o wiele mądrzejsi ode mnie, zaszło chyba jednak jakieś horrendalne nieporozumienie i maluczko, a zaliczy mnie Pani/Pan do „lobby żydowskiego”… Nie jestem ani „żydofilem”, ani „żydofobem”, aczkolwiek mam pewne zainteresowania kulturowe i m. in. interesuje mnie kultura Żydów (z małej litery pisałem o żydach jako wyznawcach religii). Nie wspomniałem o muzułmanach, chociaż sprawa ich także dotyczy. Poza tym nie kwestia koszerności była głównym przedmiotem refleksji w poprzednim wpisie.

„Głupia” czy nie, ale ironia „szła” nie w tym kierunku, który Pani/Pan sugeruje. Pozostanę jednak, pozwoli Pani/Pan, przy „świni”, bo po pierwsze, to świnię w komorze obrotowej pokazano ostatnio w jakiejś migawce w DTV (chyba że mnie wzrok mylił), a po drugie, w Polsce to kotlet wieprzowy (a nie barani, jagnięcy, wołowy czy sojowy i nie bynajmniej gęsie pipki) stał się podstawą pewnych narodowych rytuałów rzeźnych, handlowych (bazar, niegdysiejsza „baba ze wsi”), kulinarnych i biesiadnych. Rytuały owe zresztą uległy wzmocnieniu w dobie PRL, dawniej było trochę inaczej, co nie znaczy, że pod względem etycznym lepiej. Jeśli jednak Pani/Panu z jakichś względów wygodnie uważać mnie za debila i czuje Pani/Pan wewnętrzny przymus pisania „ŚWINIA”, nie zaś „świnia”, to pokornie ów przymus aprobuję. …

Ale gdzie, w jakim miejscu niby to ja bronię „rytualnego” uboju? Nonsens absolutny.

Nurtuje mnie natomiast szereg pytań.

W debacie na temat uboju bardzo często podnoszony jest argument moralny. Pytam zatem: na jakiej zasadzie można wyważyć poziom/„natężenie” moralności czegoś, co z gruntu i a priori jest /wydaje się/ niemoralne? Zależy to może od długości w czasie cierpienia zwierzęcia w agonii? Czyli moralność da się przełożyć na sekundy, minuty? Czy przeciwnik tzw. uboju rytualnego może czuć się bardziej komfortowo od jego zwolennika lub osoby obojętnej? Czy nawet gdy dowiedziemy wyższości moralnej jednej formy zabijania nad drugą („cywilizowanej” nad „barbarzyńską”?), to czy możemy nie brać w naszych ocenach i odczuciach poziomu lęku zwierzęcia skazanego i wiezionego na śmierć? Te zwierzęta, np. wiezione w tirach, przeczuwają śmierć i są ewidentnie zestresowane, a więc moralna wyższość jednego lub drugiego, w zależności od formy uboju, przyszłego kotleta nie jest dla mnie bynajmniej oczywista.

Zadając sobie te pytania, zawiesiłem od jakiegoś czasu (nie ironizuję bynajmniej) zwyczaj zjadania mięsa wołowego i wieprzowego. Tych dwóch, bo baraniny i jagnięciny nie uświadczysz w polskich sklepach, chyba że po horrendalnych cenach angielską lub nowozelandzką (czy tam ładniej zabijają?).

Pozostaje kwestia drobiu. Czy jedząc wyłącznie drób i paskudnie drogie w Polsce ryby, mogę czuć się „bardziej moralny”? Nie sądzę, tym bardziej że w pamięci mam obrazy z paru filmowych dokumentów, które pokazywały żywot kurczaków począwszy od wyklucia z jajek po rozczłonkowywanie przez maszyny i taśmy ich wyrosłego (w parę tygodni!) mięsa na skrzydełka, piersi, udka i inne wątróbki. Lub obrazy niosek potwornie stłoczonych w klatkach i znoszących „taśmowo” jaja. Lub obraz byczka, któremu z humanitarnego pistoletu wstrzelono w łeb bolec, ale posiadał on tak dużo woli życia, że, niby zabity, umknął w las i tam musiały go dobijać z prawdziwych pistoletów właściwe służby mundurowe.

Zapewne ogłuszanie zwierzęcia specjalnymi bolcami lub prądem jest o parę sekund bardziej humanitarne niż podcinanie mu aorty i wykrwawianie go na śmierć, ale czy jedząc kotlet z humanitarnie ubitej świni, a może tylko kaszankę, mogę czuć się „bardziej ludzki”, zwłaszcza gdy pamięć podsuwa mi obrazy zwierząt przewożonych w Polsce w patologicznych warunkach do rzeźni? Już nie wspominam o transporcie koni, bo my „tylko” dostarczamy Włochom i innym koneserskim nacjom żywą (a raczej na wpół padłą) koninę.

A polowania na zwierzęta? Wszakże, gdyby nie presja opinii publicznej, pan prezydent pewnie by zainteresowanych szacownych gości swoich na polowania prowadzał, po polskich cudownych kniejach ganiał, i to z nagonką! Jak „wyważyć” moralnie mięso z upolowanej sarny czy z dzika lub zająca? Wszak to kawał polskiej sarmackiej tradycji. Można przecież spojrzeć w te piękne, wystraszone sarnie oczy i ubić gadzinę. Jakże to pięknie opisywali Mickiewicz czy Żeromski… Głupi niedźwiedziu!

Jak pogodzić samopoczucie moralne z inną, niestety rozpowszechnioną w Polsce także dzisiaj, aczkolwiek niepiękną tradycją kłusownictwa? Zwierzęta dogorywające co roku we wnykach, bo kłusownik zapomniał, gdzie wnyki założył lub został spłoszony? Albo zwierzęta w sidłach na chybcika dobijane i oprawiane na miejscu przez kłusownika? Smacznego?
Żadnej ironii w tym, co piszę, nie ma. Po prostu nie wiem, jak wobec tych procederów i zwyczajów „wyważać”, cieniować pojęcia moralne. Ogarnia mnie przygnębienie po każdej wizycie w ZOO z dziećmi, chociaż widzę, że dla dzieci to olbrzymia atrakcja i jakiś taka wizyta walor edukacyjny pełni.
Może należałoby zatem przyjąć zasadę, że wszelkie zabijanie/mordowanie zwierząt i zadawanie im cierpienia jest złem, jest nieetyczne? Hodowlanych i niehodowlanych. Bolec, prąd lub ostry nóż i ilość cięć nic tu mają do rzeczy. Może warto wyobrazić sobie sytuację, na razie hipotetyczną, ale nie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie ewolucja, w której krowy do spółki ze świnkami i sarenkami hodują ludzkie rasy na rzeź lub w innych celach, na przykład medycznych, naukowych?

A ryby? Co z rybami? Tak ważnym dla chrześcijan symbolem?

Ryby naprowadziły mnie na kolejną …kwestię etyczną. Tolerancja. Mówi się o nas, Polakach, jako o narodzie wyjątkowo nietolerancyjnym i jest w tej opinii dużo prawdy. Uczymy się tej tolerancji, uczymy, zwłaszcza od momentu wejścia do Unii, ale długa droga przed nami, parę pokoleń musi jeszcze (włącznie z moim) wymrzeć, byśmy jako nacja doczekali się w Europie i świecie trochę lepszych recenzji.

Co mają do tego ryby? Nie, nie chodzi bynajmniej o jakże cenny fosfor lub o tzw. dobry tłuszcz rybi. Jaka byłaby reakcja niemal ogółu Polaków, gdyby Sejm w głosowaniu zakazał barbarzyńskiego zwyczaju kupowania żywych karpi na wigilię, taszczenia ich do domu, duszenia w miskach z wodą (nawet wannach, dzieciaki mają radochę!), a potem zarzynania prawie śniętych i konsumowania z kartofelkiem, grzybkami i kapustką przy wtórze pełnych miłości życzeń i toastów świątecznych? Kupisz lub sprzedasz żywego karpia? Dwa lata bez zawieszenia.

Wiem. Ten polski zwyczaj nie jest obwarowany sankcjami religijnymi, nie jest prawem religijnym, w przeciwieństwie do kosher lub halal. Ale jest to zwyczaj nadzwyczaj respektowany przez Polaków, co jest o tyle dziwne, że karp jest rybą „odżywczo” prawie bezwartościową. Respektowany jak wieprzowy z ziemniaczkami i zasmażaną kapustką. Lub golonka. I pieczony boczuś. Jak rosół z ekologicznej kurki zarżniętej i oskubanej na naszą cześć przez naszych wiejskich pobratymców, bo my wszyscy ze wsi.

Pytam i pytam: czy jest możliwe pogodzenie racji ekonomicznych, racji moralnych z racjami religijnymi, zwłaszcza gdy chodzi, jak w Polsce, o mniejszości religijne? W prawodawstwie panuje w tym względzie (chodzi mi ciągle o ubój) niesłychany bałagan. Czy mniejszość religijna, wykorzystując luki prawne i ubijając zwierzęta po swojemu, będzie narażona na sankcje? Jak długo taki stan będzie trwał, zważając że prawo u nas jest tradycyjnie nierychliwe, bałałaganiarskie i nie zawsze sprawiedliwe?

Jak by na to nie patrzeć, dyskutowana „ubojowa” uchwała Sejmu stan niekompatybilności prawnej pogłębiła, chociaż uważam ją za krok we właściwym kierunku.

Z mieszanymi odczuciami podszedłem do wypowiedzi naczelnego rabina na Polskę, ale muszę zapytać: czy jego (emocjonalny, z nutą szantażu) głos można a priori odrzucić? Jak potraktować protest MSZ Izraela? Owszem, jest ten protest chyba ingerencją w polską rację stanu, nawet niedopuszczalną dyrektywą (!) pod adresem władz polskich, a miejmy też na uwadze potężne lobby proizraelskie w Stanach.

Żartując, można powiedzieć, że koszerne z Polski najwidoczniej jest dla obywateli Izraela lepsze, bardziej smakuje niż koszerne wyprodukowane w innych krajach, lecz może chodzi o coś innego? Dla ogromnej rzeszy obywateli Izraela za kwestią być albo nie być uboju rytualnego w Polsce kryje się może przede wszystkim pamięć długiej, wielowiekowej tradycji egzystencji Polaków i Żydów na ziemiach polskich.

Ponownie wracam do pytania: jak się więc zachować w kwestii uboju rytualnego, aby pogodzić czyjeś racje religijne z naszymi racjami moralnymi, a te z ekonomicznymi i na dodatek z racjami stanu? Nie wiem. Pytam po prostu.

Wiem jedynie, że i w Polsce, i w Europie Zachodniej, nawet w oświeconej Skandynawii, bardzo często mówi się o barbarzyńskich zwyczajach w związku z kulturą i religią żydów i muzułmanów. Owszem, są takie zwyczaje, których w żadnej mierze nie mógłbym zaaprobować, zwłaszcza niektóre z tych, które ludzi dotyczą. Lecz czy my równie często zastanawiamy się, jak przez żydów i muzułman są postrzegane pewne nasze zwyczaje kulturowe i religijne? Jak więc jedne racje pogodzić z drugimi i zmieścić się w granicach tolerancji?

Może jest jakieś proste i łatwe wyjście? Jeśli oni, np. w niektórych krajach arabskich, za wychylenie przez nas kieliszka i inne nasze „wykroczenia” potrafią nas wsadzić do ciupy, to nie przejmujmy się ich zwyczajami, ich religią, róbmy konsekwentnie swoje i zachowujmy się co najmniej tak jak Francuzi wobec burek na własnym terytorium.

Obawiam się jednak, że etycznie jest to zbyt łatwe wyjście.

Powtórzę raz jeszcze, żeby nie było wątpliwości. Decyzję Sejmu traktuję jako krok we właściwym kierunku. Ja już nie doczekam czasów, kiedy – in extenso – Polacy będą szanować zwierzęta tak jak szanują je niektóre inne nacje, wierzę jednak, że takie czasy nastąpią i w Polsce nie będzie tysięcy Burków i Azorów trzymanych na łańcuchach o głodzie i bez wody, jak i nie będzie kociąt rytualnie topionych w workach. Ani psich kup, którym usłane są chodniki i trawniki w naszym pięknym kraju.

Żadnej ironii w tym, co piszę, nie ma. Po prostu nie wiem, jak wobec pewnych procederów i wobec nie wyłącznie obcych zwyczajów „wyważać”, cieniować, cyzelować pojęcia moralne. Uniknąć grzechu ralatywizmu.
Może należałoby przyjąć zasadę, że wszelkie mordowanie zwierząt i zadawanie im cierpienia jest złem? Bolec, prąd lub ostry nóż i ilość cięć nic tu nie mają do rzeczy? Czy kiedykolwiek dorośniemy do takiej zasady?

Tymczasem chciałbym w mediach usłyszeć jakieś wiarygodne (przemyślane, kompetentne, naukowe, niezależne) opinie dotyczące skali cierpienia zwierząt w wypadku takiego czy innego, póki co niestety koniecznego, sposobu zabijania zwierząt. Tymczasem wysłuchuję z jednej strony np. b. ministra Sawickiego, który broni „rytuału” (mówię w skrócie) z oczywistych względów merkantylnych, lub naczelnego rabina na Polskę lub red. Geberta, którzy w decyzji Sejmu widzą zamach na religię mniejszości. Głosy stowarzyszonych i niestowarzyszonych obrońców zwierząt szanuję. (O panu premierze nie wspominam, gdyż on, w przeciwieństwie do Pascala, potrafi pogodzić w jednej osobie „racje serca” i „racje rozumu”.)

„Póki co”, przygotowuję się do rezygnacji z kurczęcych nóżek. A może nawet konsumpcji jaj, bo rozważać, oceniać i sprawdzać, które jajko jest bardziej etyczne od którego, zwyczajnie mi się nie chce. Od paru tygodni własnoręcznie odkrywam uroki kuchni wegetariańskiej i co rusz wymyślam nowe przepisy. Jaki boski szpinak wczoraj przyrządziłem! Dzieci na wakacjach, podzieliłem się więc z rybkami w akwarium i chomikiem w klatce. Tym szpinakiem. Wierzę głęboko w szpinak.

A jednak obawiam się, obawiam, że jak w wielu wypadkach (cassus fotograficznej rozbieranki znanej tenisistki, afery śmieciowo-pojemnikowa, afery Fibakowa, smieciowej itd.), także i „debata ubojowa” ma w znacznej mierze charakter zastępczy. O wiele wygodniej jest debatować o pojemnikach na śmieci, tajnikach sztuki segregowania tychże śmieci, nagim damskim tyłku, garniturach premiera i premierowej, właściwie znoszonych kurzych jajach lub o sztucznych choinkach aniżeli o zdychającej w Polsce edukacji, eskalacji represyjnej funkcji demokratycznego państwa, tłamszeniu inicjatyw obywatelskich, dorzynaniu służby zdrowia, coraz większym marginesie krajowej biedy i nędzy i paru innych kwestiach.

Niemniej przeto jednak na pewno nie bagatelizuję sprawy uboju.

Michał Waliński
16 lipca 2013 r.

Informacje o Michał Waliński

b. folklorysta, b. belfer, b. organizator, b. redaktor, b. wydawca, b. niemowlę, b. turysta; kochał wiele, kochał wielu, kocha wiele, kocha wielu; czasem świnia, czasem dobry człowiek, czyli świnia, ale dobry człowiek (prawie Gogol); żyje po przygodzie z rakiem (diagnoza lipiec 2009 r.) i konsekwencjami tej przygody; śledzi, analizuje i komentuje obyczajowość współczesnych Polaków; czasem uderza w klawisze filozoficzne, czasem w ironiczne, czasem liryczne, rzadziej epickie; lubi gotować, lubi fotografować; lubi czytać i pisać, lubi kino, filmy i teatr (od dawna za względu na okoliczności tylko w TV); lubi surrealizm w sztuce i w ogóle, a więc i polskość; lubi van Steena, Rembrandta, słomkowy kapelusz damy Rubensa, Schielego, impresjonistów, kobiety w swobodnych pozach w malarstwie Tintoretta; kocha M.; kocha miesięcznik "Odra", czyta regularnie "Politykę" i "Wyborczą"; ulubione radia: Dwójka i radia internetowe z muzyką klasyczną, jazzem, fado, flamenco i piosenkę literacką; lubi radio TOK FM, chociaz po godzinie czuje sie ogłuszony nadmiarem sygnałów dźwiękowych i "głosowych"; wierzy w koincydencję etyki i estetyki oraz królewnę Śnieżkę; ateistyczny agnostyk, może agnostyczny ateista; lubi słuchać
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na „Raz jeszcze o „uboju”. Może i własnej głupocie (a propos głosu Pani/Pana M. K.)

  1. dspryt pisze:

    Originally posted by Medium:

    Rozważania o tym, co autor miał na myśli jest zupełnie bezpodstawnym przelewaniem z pustego w próżne. Trzeba umieć cenić słowa.

    Zwłaszcza jego, czyli słowa i pierwotne i obecnie często przekręcone znaczenie.

    Polubienie

  2. Medium pisze:

    Originally posted by kojakopera:

    Ale nie ma bynajmniej na myśli ludzi nauki, lecz takich, jak on sam, wiedunów (ew. wiedunie), czyli osoby kompetentne w starosłowiańskiej wierze.

    Rozważania o tym, co autor miał na myśli jest zupełnie bezpodstawnym przelewaniem z pustego w próżne. Trzeba umieć cenić słowa.Co do ludzi nauki, to co bardziej odważni dziwnym trafem tracą posady, finanse na projekty badawcze, giną naukowe artefakty…Sam Trechlebow zresztą też jest specjalistą w określonej współczesnej dziedzinie.

    Polubienie

  3. kojakopera pisze:

    Originally posted by Medium:

    Podział na ekspertów od różnych dziedzin jest zupełnie świeżym zjawiskiem. W innych miejscach ten sam Trechlebow wielokrotnie powtarza, że jedną z dróg do rozjaśnienia nurtującego problemu jest zapytanie osoby kompetentnej.

    Owszem, powtarza to jak nakręcony. Ale nie ma bynajmniej na myśli ludzi nauki, lecz takich, jak on sam, wiedunów (ew. wiedunie), czyli osoby kompetentne w starosłowiańskiej wierze.Jest to zresztą postawa wspólna prawie wszystkim religiom. Katolicy mają nieomylnego papieża i Kongregację ds. Wiary, żydzi naczelnego rabina i znawców Talmudu, hinduiści i buddyści swoich oświeconych guru itp, itd. Wszyscy oni "objaśniają" rzeczywistość wyłącznie wg własnych świętych ksiąg. Innymi słowy, stosują metodę, którą w logice określa się jako błąd "ignotum per ignotum". No, ale logika klasyczna to dla nich też wraża specjalizacja…

    Polubienie

  4. Medium pisze:

    Originally posted by iambogna:

    Mity traktuje jako objawiona w przekazie symbolicznym prawde duchowa, niewyrazalna jezykiem dyskursywnym

    Chyba nie o wyrażalność tutaj chodzi, tylko o nieśmiertelność takiego przekazu. Mitów i baśni powtarzanych przez lud nie da się spalić na stosie, w pożarach bibliotek, wojnach, itp.Originally posted by iambogna:

    Tym bardziej, ze wypowiada sie nie tyle jako duchowny, co jako ekspert w sprawach biologii.

    Podział na ekspertów od różnych dziedzin jest zupełnie świeżym zjawiskiem. W innych miejscach ten sam Trechlebow wielokrotnie powtarza, że jedną z dróg do rozjaśnienia nurtującego problemu jest zapytanie osoby kompetentnej.Originally posted by iambogna:

    Homoseksualizm wystepuje takze w swiecie zwierzecym, ciekawe jak wyjasnilby ten fenomen?

    Chyba raczej hermafrodytyzm, a nie homoseksualizm… W której to księdze biblijnej czytamy, że mężczyźni rodzili mężczyzn? Dopiero później są wzmianki o kobietach.Co do przyczyn homoseksualizmu, przypadkiem trafiłam na tłumaczenie tej przypadłości jako następstwo spokrewnionych małżeństw, o co łatwo w ścisłych i zamkniętych enklawach. (O krawacie wspomnę przy lepszej okazji, miałam awarię na łączach).Zaś już w kwestii technik uboju, to wg mnie problem główny jest całkiem inny: chodzi o to, by mniejszość i religijna i kulturowa nie uzyskała dominacji nad większością.Żywienie się mięsem ma całą masę uwarunkowań i jest to właściwie temat na osobny wpis. W każdym razie każda z dróg rozwoju świadomości prowadzi do wyłączenia ze swojej diety mięsa. Dyplomowani specjaliści (lekarze czy dietetycy) będą oczywiście przeciw takiej drodze. Można ich jednak przekonać poddając się badaniom krwi, bo może się okazać, że wegetarianizm, czy nawet weganizm (i to nawet u zwierząt typowo mięsożernych!) jest sposobem na poprawę i zdrowia i obrazu krwi obwodowej.Psia dieta, widać, że ziaren ubywa 😉

    Polubienie

  5. dspryt pisze:

    Ostatnio ktoś chcąc argumentować zasadność ogłuszania zwierząt i cechując się polskim antysemityzm i głupotą powiedział do mnie ,, jakbym ja tobie poderznął gardło bez ogłuszania?'' Wydawało się to logiczne a wyszło makabrycznie. Osobnik był też myśliwym i wydawało mu się jest bardziej humanitarny od Żydów bo czyni to jak mu nakazuje sumienie, niemniej pytanie które było zawoalowaną groźba obnażyło jego serce, bo czy komuś z odrobina empatii przyszła by do głowy taka argumentacja?Niemniej kiedyś oglądałem program kulinarny z Izraela, gdzie Izraelski kucharz poszedł do muzułmanina Palestyńczyka i jak przyjaciele rozmawiali o tym co ich łączy a więc o kuchni i zarzynaniu kóz , baranków itd… Zabawnie było oglądać jak Żyd położył się jak baranek a Palestyńczyk też kucharz ułożył go w pozycji do zarzynanego zwierzęcia, pokazywał sugestywnie ręka jak to się robi by zwierze nie tylko nie czuło stresu ale żeby nie wytwarzało hormonu stresu zwanego adrenalina bo to podobno psuje smak mięsa… Śmierć tak jest szybka, ciecie super ostrym nożem dokonuje się szybko , spadek cienienia następującej szybki zgon połączony z wczesnym omdleniem i pracą serca.Polemiczne wydaj się też porównanie mechanicznej rzeźni i rażenie prądem gdyż ta metoda jest jak ktoś mi powiedział obeznany mało skuteczna zwierzę często się meczy…Dla obżartucha nie ma znacznia jak zwierzę wygląda na talerzu zapewne . Argumentacja jest tak że że żal zwierzyny zabijanych tak czy inaczej czego nosisz skórzane torebkę albo buty nie pomny na ich agonię…? Zostań bosy , nagi i wegetarianinem. I przestań grać sprawiedliwszego niż przyroda…W końcu ropa i plastik z którego tak się szczycisz i tak pochodzi od zwierzęcego nosiciela. Słucha się argumentacji że ludzie cywilizowani powinni dbać o zwierzę do samego jego końca i tak jest w większości przypadków , jak widać na takim przykładzie nie wszytko jest czarno białe… to po ludziach spodziewam się okrucieństwa nie od zwierząt. Nie razi mnie żaden rodzaj uboju … Ale propaganda której używali hitlerowcy pokazując obój rytualny zapewne tępym nożem by wywoływać nienawiść do Żydów w III rzeszy. Ci sami co tak rzekomo szanowali życie i się oburzali na nich potem bez żadnej empatii pokazywali jak to do komór gazowych szły nie tylko zwierzęta ale matki, dzieci, starcy.Szaleństwo czy ślepota? Ci co zabijają na rozkaz państwa jakoś nie myślą też o wczesnym ogłuszeniu ludzi? Ten koncept ofiary za grzechy powinien zakończyć się teoretycznie na śmierci mesjasza, niemniej to chyba Rzym i koncepty religijne sprawiają by nadal składać ofiary z ludzi w imieniu przyrożnych izmów….Kilka razy musiałem uśmiercić zwierzaka z rożnych względów i zawsze płakałem z tego powodu , może jestem nieobyty i nieprzyzwyczajony do zawadnia śmierci żywym stworzeniom robi to ktoś za mnie i cieszy mnie że nie muszę tego widzieć. Gdybyśmy rozmawiali ludziach makabryczne było by rozważnie która metoda śmierci jest adekwatna i bardziej ,,normalna'' o ile śmierć jest normalna. Niemniej nie jest to manifest pacyfistyczny ani wegański. Smutne jest że ludzi potrafi podzielić także smutny fakt zabijania kogokolwiek i ktoś na tym jak zwykle będzie miał dobry interes polityczny. Czy rzeźnie w Niemczech czy producent bomb i amunicji… ale państwo świeckie jest podobno więc czego znów się wtrąca do religii? Rózgi liktorskie też nie zawierały w sobie młotka do wczesnego ogłuszania a tylko rózgi i topory … boskie prawo do zawadnia śmierci itd. Możemy udawać że jesteśmy lepsi cywilizacyjnie od tych co mają inne tradycje ale czy tak jest w istocie? To nie zwierzęta latają superfortecami na niebie to nie zwierzęta zrzucaj tony ołowiu i napalm na ludzi podobno stworzonych na boski obraz… szkoda. Ludzi zachowują się gorzej od zwierząt nie raz i nie dwa gdyby mogli zbijali by po kilka razy gdyby mieli władzę na życiem.Nic nie poradzę czy sprawiedliwy czy morderca, zboczeniec każdy oddałby zwierzę za jego przewiny własne i metoda kozła ofiarnego by inni żyli przez śmierć zwierzęcia niewinnego, daje tutaj miejsce starej zasadzie życia oddanego za życie innych czy nam się to podoba czy nie.

    Polubienie

  6. wojtekc6003wojtekc6003 pisze:

    Originally posted by iambogna:

    Homoseksualizm wystepuje takze w swiecie zwierzecym, ciekawe jak wyjasnilby ten fenomen?

    Po prostu defekt …..

    Polubienie

  7. mariabyrska pisze:

    Zaintrygowało mnie cytowane w poprzednim komentarzu stwierdzenie Trehlebova:

    dla człowieka zdrowomyślącego ogolenie brody i upodobnienie się do kobiety, "kobiecolicyzm", jest po prostu przestępstwem etycznym.

    To bardzo przypomina judaistyczne przekonanie o duchowej niższości kobiety. Czyli – jak powiada (słowiańskie zreszta :)) przysłowie – "przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli".

    Polubienie

  8. iambogna pisze:

    Mity traktuje jako objawione/zapisane w przekazie symbolicznym prawdy duchowe, niewyrazalne jezykiem dyskursywnym – np. biblijne mity stworzenia, dziewiczego poczecia, pustego grobu itp. – o czym wielokrotnie pisalam na wlasnym blogu. Nie kwestionuje tez – wspolnego wielu religiom – zwyczaju niegolenia brody (lub nieobcinania wlosow), a jedynie wnioski, jakie z faktu nieobowiazywania takiego zakazu (np. w tradycji chrzescijanskiej) wyciaga wiedun Triehlebow. Tym bardziej, ze wypowiada sie nie tyle jako duchowny, co jako ekspert w sprawach biologii. Homoseksualizm wystepuje takze w swiecie zwierzecym, ciekawe jak wyjasnilby ten fenomen? Historia krawata sie nie interesowalam, ale chetnie ja poznam (i z gory dziekuje za pomoc).

    Polubienie

  9. Medium pisze:

    Originally posted by iambogna:

    Wlasnie uzupelnilam, korzystajac z linka do filmu Slowianskie rozmowy

    Już nie pamiętam dokładnie, gdzie było na ten temat wystarczająco przekonywająco i rzeczowo, ale chyba nie w tym filmie.Originally posted by iambogna:

    Pomijajac juz fakt, ze ortodoksyjni zydzi (oraz muzulmanie) brody nie gola, a homoseksualizm uwazaja za "abominacje" i grzech niewybaczalny, caly ten wywod jest niczym niepopartym (poza mitycznymi "Wiedami") plemiennym szamanizmem.

    Odwróćmy więc może, bo Pani traktowanie starych traktatów jako mity w znaczeniu historie zmyślone jest trudne do ominięcia.Interesowała się może Pani historią współcześnie od dość już dawna panującej mody męskiej? Chodzi mi o historię krawata?

    Polubienie

  10. iambogna pisze:

    Originally posted by Medium:

    O powiązaniach bezpłciowości z judaizmem proszę już samodzielnie uzupełniać wiedzę

    Wlasnie uzupelnilam, korzystajac z linka do filmu Slowianskie rozmowy na Pani blogu (dzieki) http://vimeo.com/47827188 Bedzie to, co prawda, odejsciem od glownego tematu, jednakze pozwole sobie zacytowac kuriozalny wywod wieduna Aleksieja Triehlebowa:

    Tak więc wszyscy stracili świadomość. Tym bardziej, że te istoty pochodzące od "stwórcy" [czyli wszyscy wyznawcy biblijnego opisu stworzenia], które są hermafrodytami, wśród których rozwija się homoseksualizm i związki lesbijskie, gdyż w prapoczątkach byli istotami dwupłciowymi. To właśnie oni zaczęli golić brody, aby upodobnić się do kobiet. Dlatego dla człowieka zdrowomyślącego ogolenie brody i upodobnienie się do kobiety, "kobiecolicyzm", jest po prostu przestępstwem etycznym.

    Pomijajac juz fakt, ze ortodoksyjni zydzi (oraz muzulmanie) brody nie gola, a homoseksualizm uwazaja za "abominacje" i grzech niewybaczalny, caly ten wywod jest niczym niepopartym (poza mitycznymi "Wiedami") plemiennym szamanizmem. Chyba, ze nie o takie "powiązania bezpłciowości z judaizmem" Pani chodzi. W takim razie bede wdzieczna za wyjasnienia.

    Polubienie

  11. Medium pisze:

    Originally posted by Michał Waliński:

    A ryby? Co z rybami? Tak ważnym dla chrześcijan symbolem?

    Ryby zasłużyły sobie na wysoką cenę, ponieważ w tamtych czasach wierzono, iż są to istoty bezpłciowe, przez co miały jakoby być stworzeniami bezgrzesznymi ;)O powiązaniach bezpłciowości z judaizmem proszę już samodzielnie uzupełniać wiedzę, przepraszam…

    Polubienie

  12. iambogna pisze:

    Wstrzasajace obrazki. Najchetniej natychmiast przeszlabym na wegetarianizm, ale wiazaloby sie to z prowadzeniem dwoch kuchni… czyli niczego nie rozwiazywalo. Na szczescie ryby mozna jesc bez wyrzutow sumienia. Nie czuja bolu, co wielokrotnie potwierdzili naukowcy. http://paranoir.pl/ryby-nie-odczuwaja-bolu/ Strachu pewnie tez nie, mimo ze instynktownie reaguja na zagrozenie. Natura jest nie tylko madrzejsza, ale i mniej okrutna niz sie nam wydaje. Za to religia wrecz przeciwnie. Dlatego cieszy mnie zakaz rytualnego uboju – bo religijna tolerancja bez zdrowego rozsadku prowadzi do absurdow. Musielibysmy takze respektowac np. sakralna prostytucje albo hinduistyczna sati, gdyby komus przyszlo do glowy je u nas praktykowac. P.S. A moze podalbys przepis na ten "boski szpinak", ktory wczoraj przyrządziłes? Dzieki! :beer:

    Polubienie

Dodaj komentarz