Przyznam, że i ja dałem się nabrać.
We wtorek 4 bm. portale internetowe i programy informacyjne w telewizji i radiu obiegła wiadomość, że seksuolog prof. Zbigniew Izdebski ujawnił wyniki prowadzonych z zespołem naukowców badań na temat deklarowanej długości penisa w kontekście preferencji wyborczych Polaków płci męskiej. Badacze pytali też – według mediów – o stopień zadowolenia potencjalnych wyborców z życia seksualnego i średnią długość stosunku. Na czoło wybiła się informacja, że w tej konkurencji wyborcy PiS wyprzedzili zdecydowanie tych opowiadających się za PO i SLD. Wyborcy płci męskiej, o kobietach w newsie nie było mowy. W znanej prywatnej stacji pokazano nawet w głównym „dzienniku” ujęcie Izdebskiego na tle jakiejś konferencji (?).
Kontemplując tak skrojonego newsa, pomyślałem, że ktoś tu zgłupiał do reszty i nie ukrywam, że owo „zgłupienie” przypisałem środowisku szacownych polskich seksuologów. Przypomniały mi się badania prowadzone w drugiej połowie lat 60. w pewnym akademickim mieście nad rzeką Odrą na temat „Badania porównawcze wpływu wody chlorowanej w dwudziestopięciometrowym basenie pływackim na florę bakteryjną pochwy studentek drugiego roku filologii polskiej i drugiego roku Politechniki”. Czyżby prof. Izdebski – szanowany i zasłużony dla seksuologii uczony – już nie miał co badać? A może, ujawniając wysokie mniemania o długości własnego przyrodzenia potencjalnych wyborców PiS, zapragnął się włączyć w kampanię wyborczą?
W środę zajrzałem do najnowszego numeru „Polityki” (w mojej części kraju dostępna jest dopiero w środę) i sprawa się w pewnej mierze wyjaśniła. Tamże obszerny wywiad Jacka Żakowskiego z profesorem, który mocno zmienia obraz sprawy. Otóż badania miały charakter kompleksowy, objęły spore grupy respondentów męskich i żeńskich (!), którzy odpowiadali na sto pięćdziesiąt pytań, a kwestia wymiarów to był „odprysk”. W dodatku profesor co rusz podkreślał, że z pewnych istotnych (naukowych) względów nie da się z badań wyciągać jednoznacznych, autorytatywnych wniosków we wszystkich kwestiach, co – w moim przekonaniu – czyni go naukowcem wiarygodnym. Jeśli o mnie chodzi, jest mi wszystko jedno, czy w kwestiach wyposażenia i pożycia seksualnego konfabulują „PiSowcy”, czy zwolennicy PO lub lewica. Bardziej istotny wydaje mi się sformułowany w rozmowie wniosek dotyczący powszechnej hipokryzji wyborców i – pośrednio – klasy politycznej. Gorzej, bo zakłamania.
Hipokryzja leży, skądinąd, w naturze ludzkiej, być może w dziejach ludzkości odegrała także rolę pozytywną. Rozwój kultury, priorytetowego dzieła człowieka, otwierał i powiększał pole do zachowań spod znaku hipokryzji. Dlaczego? Ludzie wcześnie zaczęli dostrzegać, niejako wbrew swojej naturze, że warunkiem przetrwania jest stworzenie podstawowych norm społecznych i moralnych. Zaczęło się od podstawowych zakazów (nie zabijaj, nie krzyżuj się z członkami własnego rodu itd.) i, zapewne, uczenia się szacunku dla własności prywatnej. A więc coś za coś, tego chyba nie pojęli sympatyczni neandertalczycy, których część genów otrzymaliśmy w spadku.
W każdym razie człowiek tworzył coraz bardzie restrykcyjne, lecz jednocześnie, w praktyce społecznej, często je łamał, mając świadomość dwuznacznej sytuacji.
Ale można rozróżnić różne poziomy hipokryzji, a najgorsza to ta równoznaczna z zakłamaniem. Źle się dzieje, gdy zakłamanie i manipulacja stają się znakiem rozpoznawczym dziennikarzy, podczas gdy tym znakiem powinien być obiektywizm.
Michał Waliński
6 listopada 2014 r.
Panie Profesorze! Bardzo się ucieszyłam, kiedy znalazłam pańskiego bloga a jeszcze bardziej kiedy przeczytałam kilka wpisów. Pomyślałam, że strasznie dużo się zmieniło od czasu kiedy dostałam od pana ostatnią pałę z ortografii i kiedy ostatni raz podkręcał pan we mnie skądinąd wrodzony krytycyzm, a jednak są rzeczy niezmienne. Zalicza się do nich niewątpliwie zarówno moja impotencja ortograficzna jak i pański sprzeciw wobec świata w ogólności, który najwyraźniej jest zbyt pragmatyczny dla surrealisty i jednocześnie psia krew, zbyt abstrakcyjny dla racjonalisty. Zatem po tylu latach tj. konkretnie po ….dwudziestu, kiedy już nie całkiem pamiętam o co chodziło Heglowi i paru innym, muszę powiedzieć, że w zakresie szeroko pojętego stosunku do rzeczywistości, podobnie jak wówczas „mam to samo” co pan i chcę wierzyć, że w wystarczającym stopniu. Czasem pomiędzy jedną a drugą nie cierpiącą zwłoki sprawą, myślę sobie o panu i mam ateistyczne przekonanie, że palec Boży postawił kiedyś pana na mojej drodze życiowej i że mogłabym bez trudu napisać patetyczny i szalenie egzaltowany wiersz „o wpływie palca”. Wspaniale jest przeczytać, że jest pan sobą i to sie nie poddaje próbie czasu. Z całego serca gorąco pozdrawiam i… nie wiem czy kiedyś wspominałam, dziękuję.
PolubieniePolubienie
Moniko, dziękuję! Odpowiem szerzej w najbliższym czasie, gdy tylko, po pewnych zawirowaniach somatycznych, „ogarnę się” (jak to nazywają uczeni w mowie). Sprawiłaś mi wielką radość. Serdeczności. MW
https://pl.scribd.com/doc/45550537/Pani-Wiera
PolubieniePolubienie