Czy agnostycyzm jest przejawem hipokryzji lub oportunizmu?

Pytanie to jest istotne z wielu względów. Można go stawiać z niezwykle subtelnych przyczyn poznawczych, związanych z pewnymi liczącymi się tradycjami filozoficznymi (historia filozofii), ale może pojawić się w zetknięciu z pewnymi bardzo trywialnymi groteskowymi i karykaturalnymi, kontekstami rzeczywistości społecznej.

Szacowne słowo „ateista” funkcjonuje dzisiaj nader często jako negatywny epitet. Nazwać kogoś ateistą to jakby napiętnować go jako libertyna, człowieka wyuzdanego moralnie, nihilistę podejrzanego o bliżej nieokreślone niecne czyny, wstrętnego, nieobliczalnego relatywistę, a takie pejoratywne etykietowane odbywa się (niestety) głównie w opozycji do nacechowanego „dodatnio” słowa „katolik”. …

W porównaniu z „ateitą” „katolik” jawi się więc jako wzór cnót wszelakich, a „agnostyk” to człowiek co najmniej podejrzany. Nie dziwi więc, że co roku odbywają się na ulicach niektórych miast polskich „manify” ateistów i agnostyków, że sięgają oni po oręż w rodzaju billboardów (Jestem ateistą/agnostykiem = Nie kradnę, nie zabijam, nie wierzę). Tego rodzaju manifestacje i zdarzenia mogą się wydawać śmieszne, lecz są o tyle w moim przekonaniu uzasadnione, że Kościół w III RP działa w przestrzeni o wiele szerszej niż przestrzeń zwaną „sakralną”, zaanektował, głównie metodą małych kroków, pokaźne obszary laickiego (sądząc z Konstytucji) państwa, a i z zawłaszczaniem czasu świeckiego mamy do czynienia – pojawiają się w kalendarzu nowe święta religijne.

W polskim piekiełku tezy podnoszące kwestię rzekomego fundamentalizmu katolickiego niekoniecznie formułowane są przez ludzi zacietrzewionych w swojej niechęci do wiekowej instytucji lub przez… „fundamentalistycznych zwolenników ateizacji państwa”.

Może zatem − w związku z urągającymi Konstytucji zjawiskami w sferze społecznej − pojawić się domniemanie, że niektórzy ludzie, ci, którzy mają „kłopoty” z zaakceptowaniem istnienia Boga i nie chcą być wiązani z kościołem i klerem, mając do wyboru dwie postawy (i przypisane im nazwy): „ateista” lub „agnostyk”, deklarują się jako agnostycy, bo to postawa rzekomo „wygodna”. Agnostyków, w każdym razie ludzi, którzy określają się tym mianem w sytuacjach publicznych, w Polsce przybywa, podobnie zresztą jak upublicznionych aktów apostazji. Czy to może wrogość wobec ateistów ze strony katolickich fundamentalistów skłania niektórych niewierzących do „skrywania się” za stosunkowo egzotyczną dla przeciętnego, nie interesującego się filozofią człowieka nazwą?

W przekonaniach na temat ateistów i agnostyków ujawniają sie pewne popularne sądy typowe na gruncie myślenia potocznego, a na tym poziomie komunikacji, jak wiadomo, człowiek „skazany” jest na stereotypy i doświadcza ledwie (o ile) „jądra” prawdy, a nie prawdy in extenso, chociaż jest zwykle przekonany, że posiada wiedzę sensu stricto. W kontekście myślenia zdroworozsądkowego nawet myślenie mityczne, przeciwstawiane w tradycji naukowej Zachodu myśleniu racjonalnemu, wydaje się bardziej „uczciwe” od bezrozumnego posługiwania się stereotypami. Zwłaszcza zważywszy fakt, że ludzie wypowiadający się w oparciu o wiedzę potoczną są przekonani, bardziej niż redaktorzy szmatławych tabloidów (którzy jedynie udają, że tak jest), iż nie tylko są dysponentami jedynie słusznej prawdy, ale na dodatek reprezentują „głos ogółu”. Tak więc szczególnie „ateista” brzmi w myśleniu potocznym jak obelga, kumulując w sobie cały zespół postaw amoralnych, a z agnostykiem nie wiadomo do końca, co robić − najlepiej, na wszelki wypadek, łeb mu uciąć.

W konwencji myślenia potocznego, które bliskie jest niestety wielu przedstawicielom kleru, znakomicie mieszczą się, jako koherentne intelektualnie, przestrogi typu: „Żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała” i (podkreślam koniunkcję) „Strzeżonego Pan Bóg strzeże” lub „Od przybytku głowa nie boli” i „Co za dużo, to niezdrowo”. Myślenie zdroworozsądkowe w zadziwiający sposób potrafi godzić sprzeczne prawdy.Wszyscy oczywiście w pewnych sytuacjach wspieramy się takimi „mądrościami” potocznymi i − nie przeczę − czasem mogą one okazać się użyteczne, jednak dla wielu ludzi (niemała to grupa) tego rodzaju „prawdy oczywiste” są aksjomatami, wystarczy przyjrzeć się na przykład rozumowaniu (sposobowi dowodzenia) ludzi przekonanych, że przyczyną katastrofy smoleńskiej był zamach. Jeśli tedy w pewnych użyciach słowo „ateista” ma wymiar zniewagi, to człowiek, który przyznaje się do bycia ateistą, a więc bycia człowiekiem bez zasad moralnych, sytuowany jest na skali wartości o wiele niżej od katolika. Warto zauważyć, że na poziomie myślenia potocznego także każdy wierzący, który nie jest katolikiem i reprezentuje inną wiarę lub filozofię, zajmuje na ogół w tej skali niższa pozycję. Sformułowanie „te prostestanty!” (obok: „te ateisty!”) też ma walor obelgi i jest współczesnym pokłosiem popularnej w Polsce przez wieki opozycji myślowej: „Polak katolik” − „Niemiec heretyk”.

Niewolnicy „oczywistości” mogą zatem swobodnie, często celowo, mylić agnostyka z ateistą lub przypinać jednemu i drugiemu (zwłaszcza gdy traktuje się ich synonimicznie) określone „łatki”. Mniej mnie przejmuje sytuacja, gdy jeden czy drugi ksiądz wyzywa w kazaniu jakichś „onych” od wstrętnych ateistów – dla tych oratorów jest to zapewne szczyt intelektualnego wyrafinowania, a powiedzmy, że poziom intelektualny przeciętnego księdza, często i biskupa, nie budzi specjalnego szacunku. Usprawiedliwia ich zresztą głos płynący z Watykanu. W czasie wizyty papieskiej w Hiszpanii w sierpniu ub. roku policja brutalnie zaatakowała uczestników marszu laickiego, Benedykt XVI dolał oliwy do ognia, krytykując „ateistów, agnostyków i „relatywizm moralny" panujący w Europie, a w szczególności w Hiszpanii, ateistom w dodatku sugerował, że „uważają się za bogów”; pielgrzymkę zakończył apelem, aby młodzi nieśli „przesłanie miłości” (za: PAP). Kilkanaście lat temu zastępca prokuratora generalnego, a więc wysoki urzędnik państwowy, komentując protesty przeciw wprowadzeniu lekcji religii do szkół, mówił publicznie o ateizmie, iż jest „najgorszą z religii, pustoszącą umysły i serca". Nie tak dawno kilkunastu naukowców wystosowało list otwarty w obronie ojca Rydzyka (bronili go przed …prof. Luftem, który − zaczepiony przez Rydzyka − ośmielił się napisać do abpa Michalika, w liście uczonych czytamy m. in. następujące słowa: „Wszyscy walczymy obecnie z agresywnym, nietolerancyjnym ateizmem, neobolszewizmem. W Krzyżu widzimy zwycięstwo.”

Sytuacja, gdy z krynicy wiedzy potocznej czerpią naukowcy (by nie rzec: uczeni, uczeni w tym kraju to dzisiaj rzadkość) i politycy, skłania do co najmniej smutnych refleksji dotyczących kondycji umysłowej części elit społecznych.

Kompletne zdumienie mnie jednak ogarnęło, gdy przeczytałem taki oto fragment z wypowiedzi znanej etyczki i filozofki Magdaleny Środy: „Modne i bezpieczne stało się [w Polsce, M. W.] słowo agnostyk, oznaczające kogoś, kto nie wie, czy jest Bóg, ale wie, że jak powie, że nie ma, to nie zrobi kariery, na przykład politycznej, bo u nas robią ją wyłącznie katolicy lub byli katolicy. W Polsce więc nie tylko ateiści, ale też komuniści są katolikami.” (por. „GW” z 31 X − 1 XI 2012 r., s. 2)

Naprawdę nie wiedziałem, że prof. Środa jest katoliczką.

Czytaj dalej: http://pl.scribd.com/doc/115654534/Czy-agnostycyzm-jest-przejawem-hipokryzji-i-oportunizmu

Informacje o Michał Waliński

b. folklorysta, b. belfer, b. organizator, b. redaktor, b. wydawca, b. niemowlę, b. turysta; kochał wiele, kochał wielu, kocha wiele, kocha wielu; czasem świnia, czasem dobry człowiek, czyli świnia, ale dobry człowiek (prawie Gogol); żyje po przygodzie z rakiem (diagnoza lipiec 2009 r.) i konsekwencjami tej przygody; śledzi, analizuje i komentuje obyczajowość współczesnych Polaków; czasem uderza w klawisze filozoficzne, czasem w ironiczne, czasem liryczne, rzadziej epickie; lubi gotować, lubi fotografować; lubi czytać i pisać, lubi kino, filmy i teatr (od dawna za względu na okoliczności tylko w TV); lubi surrealizm w sztuce i w ogóle, a więc i polskość; lubi van Steena, Rembrandta, słomkowy kapelusz damy Rubensa, Schielego, impresjonistów, kobiety w swobodnych pozach w malarstwie Tintoretta; kocha M.; kocha miesięcznik "Odra", czyta regularnie "Politykę" i "Wyborczą"; ulubione radia: Dwójka i radia internetowe z muzyką klasyczną, jazzem, fado, flamenco i piosenkę literacką; lubi radio TOK FM, chociaz po godzinie czuje sie ogłuszony nadmiarem sygnałów dźwiękowych i "głosowych"; wierzy w koincydencję etyki i estetyki oraz królewnę Śnieżkę; ateistyczny agnostyk, może agnostyczny ateista; lubi słuchać
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Czy agnostycyzm jest przejawem hipokryzji lub oportunizmu?

  1. 16Siko15rek pisze:

    Bogno i Michale, dziękuję za komentarze, odpowiem w miarę możliwości jak najszybciej. Serdecznie pozdrawiam, życzę spokojnych Świąt i pomyślności w 2012 roku.

    Polubienie

  2. michalrzeczycki pisze:

    Dobry wieczór, Panie ProfesorzeJuż od jakiegoś czasu czytuję Pański blog i muszę powiedzieć, że bardzo się cieszę, iż mogę w praktyce zobaczyć Pana umiejętności pisarskie. Za czasów szkolnych wiele o nich słyszałem, ale nigdy nie miałem okazji przeczytać tekstu, który wyszedł spod Pana ręki.Po przeczytaniu przemyśleń Pana Profesora, też coś postanowiłem napisać, choć nie ukrywam, że w charakterze polemiki. Uważam że ateizm można oskarżyć o niszczenie obyczajów, gdyż taki pogląd jest sprzeczny z zasadami, na których opierała się tradycja europejska. Ludzie uczą się głównie z tego, co zostanie im przekazane (łac. traditio). Tradycja jest bowiem głównym pasem transmisyjnym wartości, obyczajów i wszelakich norm zachowania. Sęk w tym, że każdy przekaz ma swoje źródło, miejsce z którego wyszedł. Niszcząc to źródło pozbawia się daną tradycję jej żywotności. To trochę tak, jak w eksperymencie myślowym otwierającym "Dziedzictwo cnoty" Macintyre'a, gdzie w wyniku przewrotu antynaukowego zostaje zrujnowany cały dorobek naukowy, naukowcy wyrżnięci, a praktyka badawcza odchodzi w zapomnienie. Jednak po kilkudziesięciu latach – powiada Macintyire – kilka osób doszło do wniosku, że ta nauka do nie była taka zła rzecz i próbują ją odtworzyć. Niestety, raz zniszczona praktyka nie da się powtórzyć. Ci ludzie z owego eksperymentu coś tam robią, mierzą, czytają, badają, ale całość z powodu przerwania tradycji jest jakaś nieskładna i daleko jej do rygoru systematycznego badania naukowego z czasów przedrewolucyjnych. Analogicznie jest z moralnością. Ateizm stanowił jedną z wyrw w sposobie myślenia o życiu moralnym i stanowił przez to narzędzie jego stopniowego demontażu. Myślę, że takie ujęcie sprawy jest bliższe Benedyktowi XVI. Więcej o tym napisałem tutaj: http://my.opera.com/michalrzeczycki/blog/Chciałbym się odnieść do jeszcze jednej sprawy. Otóż, napisał Pan Profesor, że "W czasie wizyty papieskiej w Hiszpanii w sierpniu ub. roku policja brutalnie zaatakowała uczestników marszu laickiego".Jeżeli mowa o zamieszkach w Madrycie, to nie mogę pozostać milczący wobec takiego postawienia sprawy. Byłem wtedy w Madrycie, a bezpośrednim świadkiem tych wydarzeń była moja dziewczyna. Istotnie, kilku ateuszom po twarzy się dostało. Niestety, miało to miejsce na skutek ich działań wobec pielgrzymów: bicia, plucia i obrażania. Znajomi pokazywali mi na aparatach fotograficznych sceny, gdzie pielgrzym się modli na kolanach za człowieka, który właśnie go beszta. Podkreślam jeszcze raz, iż jest prawdą, że policja musiała użyć siły. Jest jednak również prawdą to, że nie było innego sposobu, aby uchronić osoby postronne od agresji uczestników tej laickiej manifestacji. Nawiasem mówiąc, powód do protestów była bardzo ciekawy. A właściwie to były dwa powodu. Pierwszy ekonomiczny, że Hiszpania pogrążona w kryzysie wydaje niepotrzebnie pieniądze (miasto Madryt zarobiło na ŚDM 120 mln euro netto). Drugi to obrona laickości państwa. Rozumiem, że państwo ma być tak laickie, że publicznie spotkań religijnych organizować nie można? Pytanie to wypada zostawić bez komentarza. Absurdalność takiego myślenia czyni go zbędnym.

    Polubienie

  3. iambogna pisze:

    Wlasnie o to filozoficzne zakotwiczenie mi chodzi. Modelowym a-gnostykiem jest Sokrates, ktory byl czlowiekiem religijnie wierzacym. Odrzucal jedynie oferujaca gotowe odpowiedzi "gnoze" (nie mylic z pozniejszym "gnostycyzmem") na rzecz niezaspokojonej nimi "sofii" – czyli madrosci, ktora pyta i drazy. I taka wlasnie powinna byc teologia.Dzisiejsi "agnostycy" to raczej wyznawcy pogladow neo-pozytywistycznych, odrzucajacy wszelka metafizyke jako bezsensowna. Poniewaz nie lubia terminu "materializm" (bo im sie "zle" kojarzy – z marksizmem), unikaja tez zadeklarowania sie jako ateisci.Co do buddyzmu (na ile go, z lektur jedynie, znam i rozumiem), to bardzo bliski jest sokratejskiej madrosci, ale inaczej rozklada akcenty. Ta ostatnia "nie wie, wiec wierzy" – w istnienie bogow, ten pierwszy "i nie wie, i wierzy" – ale nie w osobowego boga/bogow, jest wiec a-teizmem, bez agnostycznego (wybacz porownanie) "umywania rak".Teisci "wiedza najlepiej", bo wierza, ze otrzymali prawde absolutna… od samego Boga, ktory "jest poza wszelkim poznaniem". Wyglada wiec na to, ze ich Bog jest… "a-gnostykiem".

    Polubienie

  4. 16Siko15rek pisze:

    Jak najbardziej – możesz ten tekst skrócić i wrzucić na swój blog.Co do agnostycyzmu: kieruje mną wzgląd teoriopoznawczy (filozofia). Nie wiem, czy można być agnostykiem bez "zakotwiczenia" w teorii poznania. Nie oznacza to, że nikt, kto nie zetknął się z Kantem (i tą tradycją), nie może być agnostykiem. Wierzę w mądrość niektórych niewyedukowanych wysoko ludzi (non sophisticated?) – podkreślam słowo "niektórych". Chyba każdy sceptyk ma na uwadze tzw. granice poznania i dlatego ten rodzaj agnostycyzmu oznacza de facto ateizm. Zastanawiam się, czy to pojęcie (agnostycyzm) nie "pasuje" przypadkiem do buddyzmu? W kwestii Pascala się zgadzam. Lubiłem i może jeszcze lubię czytać fragmenty z Pascala, czasem w trakcie lektury dreszcze mnie przechodziły i współczułem mu, jak on się męczył z tym Bogiem, aby mu, broń Bóg, nie wyszedł Bóg filozoficzny…Ale tak czy siak bardziej zawsze lubiłem poczytywać Montaigne'a.Cóż wiem?… No właśnie!Niebawem pewnie znowu zastąpi mnie moja Sąsiadka. Pozdrawiam.

    Polubienie

  5. iambogna pisze:

    Przeczytalam caly artykul na stronie "Scribd." i chetnie bym go w skroconej (o biezace polemiki) wersji widziala na moim blogu. Co Ty na to?Osobiscie nie lubie okreslenia "agnostyk" (co nie dotyczy teoriopoznawczego terminu "agnostycyzm"), wole "ateiste" – ktory wie, o co mu chodzi w kwestii wiary w Boga.Moze Cie to zdziwi, ale sama uwazam sie za a-teistke (lub nonteistke) – w bardzo precyzyjnym znaczeniu tego slowa: nie wierze mianowicie w literalne istnienie biblijnego Boga Stworcy, rownoczesnie wierzac w zmartwychwstanie Jezusa i – co za tym idzie – zmartwychwstanie kazdego czlowieka.W analogicznym rozumieniu ateizmem/nonteizmem (a nie agnostycyzmem) jest buddyzm z jego wiara w reinkarnacje, a wiec w kontynuacje zycia po smierci. Jak z tym naprawde jest, przekonamy sie, kiedy umrzemy (przekonanie sie, ze niczego juz nie ma, jest niemozliwe).Co do Pascala, to zawsze mialam podejrzenia, ze ten jego kunktatorski "zaklad" mogl byc (zwazywszy na kontrreformacyjne czasy) sarkastycznym krypto-przyznaniem sie do niewiary w religijne wyobrazenia Boga. Wszystko tez wskazuje na to, ze cierpial na depresje maniakalna, ktora charakteryzuje sie zmiennoscia nastrojow i paranoicznym mysleniem. "Zaklad" mogl wiec rownie dobrze powstac w okresie nawrotu jego choroby… ale jakakolwiek mial geneze, doslownie rozumiany nie pasuje ani do Pascala-uczonego, ani do subtelnego filozofa, jakim byl nawet jako jansenista.

    Polubienie

Dodaj komentarz