O ciąży, nowych polish jokes, pani minister, trenerze Fornaliku i dżentelmenie z SLD

(W zastępstwie – bloguje Sąsiadka)

Jesteśmy po kolejnej aferze ze Stadionem Narodowym, ściślej – dachem tego obiektu. Jak wiadomo, wtorkowy mecz z Anglią został odwołany, bo Narodowy zamienił się w narodowe bajoro. Zamienił się w bajoro, bo zapowiadano mocne ulewy tego popołudnia. Zapowiadano mocne ulewy, ale nie zasłonięto zawczasu dachu nad murawą. Nie zasłonięto dachu podobno dlatego, że trenerzy zdecydowali, aby grać przy odsłoniętym dachu.

Przy okazji wyszła na jaw ponura prawda o naszej narodowej chlubie. Z mechanizmów uruchamiających dach nie można korzystać, kiedy …pada lub gdy jest za zimno. I drenaż jest do kitu, albowiem wykonawca oszczędzał. Inni powiadają, że drenaż jest aż za dobry.
W każdym razie mamy istne cacko za dwa miliardy. Bagatelka. …


Nic dziwnego, że powstają nowe „polish jokes”, zaczynające się od zdań pytających: „Do czego służy Polakom dach?”, „Dlaczego nikt w Polsce nie był w stanie zamknąć dachu na stadionie?” lub „Co robią Polacy, gdy jest oberwanie chmury?”

Tak w ogóle jednak chcę – jako kobieta, a więc samica – gorąco przeprosić wszystkich zainteresowanych samców, czyli teoretycznie mężczyzn, ergo znawców sportu, a piłki kopanej w szczególności, że się ośmielam wypowiadać na te, tak niesamicze tematy – ja, na mocy Biblii i prawd objawionych istota grzeszna i gorsza pod każdym względem, ja, czyli byt stworzony, według mniemań pewnych domorosłych teoretyków i praktyków życia rodzinnego, do bycia instrumentem służącym do zapładniania i naczyniem wypełnianym męską chucią, ambicją i patriarchalną satysfakcją, maszyną do rodzenia dzieci i taskania bachorów do żłobków, przeszkól i niań (wszystko to deficytowe w tym kraju), robotem kuchennym i perfekcyjną panią domu. Ja, czyli kobieta. Wiem, że wypowiadając się na tematy zakazane, ryzykuję cześć i honor (wyłączywszy pokalane dziewictwo), choć minister Joanną Muchą nie jestem.

Zrobiła się kolejna narodowa afera z Narodowym, więc jak zwykle zaczęto wskazywać winnych. Premier Tusk niezwłocznie się zmaterializował, wychynąwszy z jakiegoś niebytu, wezwał, trzasnął pięścią w mahoniowe biurko i zapowiedział, że będzie bezwzględny.

Śledztwo w sprawie dachu (chyba) trwa. W każdym razie w mediach i na portalach przewijają się nazwiska rzekomych sprawców narodowej hańby, w końcu od czasów Jacka Trznadla jesteśmy w tym zaprawieni. Jedni wskazują na Latę, tego prezesa od PZPN, inni na szefa NCS, są tacy (PiS i nie tylko), którzy wskazują na Tuska, ale najbardziej dostało się i dostaje minister Joannie Musze.

W tzw. międzyczasie premier ogłosił wszem i wobec, że da na in vitro 15 tysiącom par i nie będzie dociekał, jaka to para.
Od kiedy Joanna Mucha została panią minister sportu, stała się obiektem niewybrednych i żałosnych ataków ze strony licznych podmiotów płci męskiej. Ostatnio wszystkich wzywających do linczu na pani minister Musze przebił w Superstacji Dariusz Joński, rzecznik SLD, który oświadczył: „Minister sportu Joanna Mucha powinna złożyć rezygnację i zająć się ciążą, a potem swoim dzieckiem. […] Plotkami się nie zajmuję, ale tak mówią. Tym bardziej, jeśli jest w ciąży, nie ma czasu i chce się zająć ciążą, a później swoim dzieckiem, tym szybciej powinna złożyć rezygnację i kibicować z boku. […] Jeśli słyszę na korytarzach, że to dla niej premier wydłuża urlop macierzyński o pół roku, to jestem w stanie w to uwierzyć, bo Platforma podejmuje wyłącznie takie decyzje, aby dbać o swoich ludzi.”

SLD jest partią podobno lewicową i podobno nowoczesną. Tedy, ex originis et ex definitione, broni m. in. kobiet i ich praw. Wypowiedź Jońskiego jest pod każdym względem wypowiedzią ohydną i twierdziłabym to samo, gdyby panią minister sportu była nie Joanna Mucha, a kobieta związana z jakąkolwiek inną partią lub bezpartyjna (bezpartyjnych w kolejnych rządach III RP stanowczo brakuje). Właściwie, nie ma się czemu (komu) dziwić. Premier Leszek Miller dawno już wylansował pewien rodzaj szowinistycznie męskich, ergo antydamskich „bon motów”. Joński objawił się, z innego niż Donald Tusk, niebytu jako typ werbalnego „damskiego boksera” zapatrzonego w nauki mistrza. Mistrz przeciw kobiecego kung fu wyrzekł był niegdyś słynne słowa: „Praw¬dzi¬wego mężczyznę poz¬na¬je się nie po tym, jak zaczy¬na, ale jak kończy.” Mistrz skończył był już bardzo dawno temu, ale jakby nie nabył świadomości, że skończył czymś w rodzaju przedwczesnego politycznego wytrysku.

Joński jeszcze nie zaczął, a chyba już skończył. Taką mam przynajmniej nadzieję, mimo że nie jestem mściwą babą.

Jestem jak najdalsza od stawiania całego SLD pod pręgierzem, nawet chciałabym, żeby w Polsce powstała porządna i silna lewica (taka postpepeesowska) – na prawo ciągle mi nie po drodze, na prawo dostaję czkawki, a w porywach wzdęć i muszę sięgać po środki reklamowane w telewizjach wyłącznie, a jakże, przez dojrzałe, przystojne kobiety, bo Polska jest to taki cudowny kraj, w którym mężczyźni wzdęć nie doświadczają, chyba że są to zadęcia, wzdęcia i potknięcia werbalne.

A zatem pal licho Jońskiego, bardziej martwią mnie faceci, którzy cierpią chronicznie na publiczną obłudę. Są to czasem dziennikarze, np. radiowi, a więc pozornie ludzie inteligentni, gdyż przecież tacy, co na antenie o wczesnym poranku gwałcą „swoje Ukrainki” i udzielają kretyńskich wywiadów „Gazecie”, są wyjątkami potwierdzającymi regułę.

Próbuję czasem słuchać radia o nazwie „Tok FM”, ono się tak śmiesznie autoreklamuje. Jest to takie radio, w którym łapie się jakiś „doraźny” temat, najczęściej taki, który można skwitować jednym zdaniem, i wałkuje się ten temat przez parę godzin w gronie paru osób, najczęściej paru facetów, czasem w gronie płciowo przemieszanym.

Co mi w głowie z tych TOK FM–owych dyskusji zostaje, to nieustanny rechot i rechocik, zawsze bardziej panów niż pań. Ten w zamierzeniu niby dowcipny śmiech, a praktyce nieśmieszny rechocik, jest wyrazem jakiegoś skrajnego zadufania we własną inteligencję i własny czar. Rechot wyzwalany przez próżne samozadowolenie. I poczucie wyższości. Nad kim? Słuchaczami, panie red. Mosz? Państwo od „Niepoczytalnych”? Państwo „poczytalni”, czy nie dostrzegacie, że z audycji na audycję przychodzicie do studia kompletnie nieprzygotowani? Często nawet nie „poczytaliście” powieści, o której gadacie? Że Jerzy Kwiatkowski, Kazimierz Wyka lub Michał Głowiński to w porównaniu z wami, wzgórkami krytyki literackiej, prawdziwe Himalaje?

Zdarzało się, że trzech facetów wypowiadało na tej antenie trzy słowa i zaczynał się rechot, i rechot rechotał przez 45 minut z samego tylko rechotu (raz nie wytrzymałam i zmierzyłam czas). Poza rechotem dominuje tu nadzwyczajnie uczony i zaangażowany zwyczajny słowotok, więc coraz rzadziej włączam to pierwsze w kraju radio rechocące. Szczególnie w programach politycznych („politologicznych”?).

Co to ja chciałam? Aha, już pamiętam. Pewnego popołudnia, dni temu parę, paru facetów w ww. radiu rozmawiało (wpadając co rusz w rechotliwy refrenek) na temat aferki ze Stadionem Narodowym, poszukiwania winnych, no i w swoisty sposób „brało w obronę” minister Joannę Muchę. Jak? Po prostu, powtarzając po kilkakroć, że niektórzy wrogowie i oponenci pani minister od dawna kierują się stereotypem (tego słowa chyba jednak nie użyto), że jak „ładna”, to i „głupia” zarazem być musi. Rzecz jasna, w tej „dyskusji” nie było jakichkolwiek merytorycznych argumentów, które by obiektywnie podsumowały czas ministrowania sportem przez drobną kobietkę, która zawiniła, bo osobiście nie weszła na narodowy dach i nie zamknęła go własnoręcznie.

W lutym br. mój sąsiad, nawiązując do jakichś wcześniejszych afer związanych ze Stadionem Narodowym w Warszawie, napisał na tym blogu:
>>Nawiasem mówiąc, nie chciałbym, żeby to akurat pani minister od sportu była pierwszą „ofiarą” ewentualnej rekonstrukcji rządu, spotkała się bowiem w ostatnich tygodniach z potężną dawką androchamstwa. Wstydu oszczędźcie, panowie! Toż nawet „kibole” mają więcej kultury.<<

Panowie, nie pamiętacie, jaki to sławetny panteon ministrów sportu (facetów!) przewinął nam się przez rządy w ostatnim dwudziestoleciu?

Wskazanie przez premiera Tuska na panią jako na minister sportu po ostatnich wyborach najwyraźniej ugodziło w jakieś samcze kompleksy wielu, wielu polskich machos. Jakie to kompleksy, niech się wypowiedzą psychiatrzy.
Jeśli premier Tusk jutro odwoła minister Muchę, to nie powiem (niestety), że już nigdy nie zagłosuję na PO, bo od dawna głosuję na Obrońców Życia Sasanek Nizinnych.

Nie wiem, co powiem.

Może powiem, że prawdziwym mężczyzną jest według mnie trener Fornalik. Tak! Obraniak, Piszczek, Krychowiak, Glik, Grosicki,Wszołek i Milik i paru innych to jest to. Trener Fornalik stanie się moim największym Supermenem, kiedy wreszcie usadzi na ławce rezerwowych, i to na dłużej, Lewandowskiego.

Za co? Za strojenie głupich, godnych podwórkowej primadonny, min po każdej nieudolnej akcji, a w wykonaniu naszej „gwiazduni” to już cały reprezentacyjny serial. Co to za facet, co jak mu ktoś prawie do nóżki nie poda, nie potrafi trafić nóżką w piłkę? Kultywowanie i popieranie gwiazdorstwa na boisku jest psychologicznie niewskazane.

A facet, który w „Wyborczej” po przesuniętym o dobę meczu wystawiał piłkarzom oceny, oglądał chyba jakiś inny mecz… Chyba że był ciągle pod wpływem widowiska z dnia poprzedniego. Albo pod wpływem.

Informacje o Michał Waliński

b. folklorysta, b. belfer, b. organizator, b. redaktor, b. wydawca, b. niemowlę, b. turysta; kochał wiele, kochał wielu, kocha wiele, kocha wielu; czasem świnia, czasem dobry człowiek, czyli świnia, ale dobry człowiek (prawie Gogol); żyje po przygodzie z rakiem (diagnoza lipiec 2009 r.) i konsekwencjami tej przygody; śledzi, analizuje i komentuje obyczajowość współczesnych Polaków; czasem uderza w klawisze filozoficzne, czasem w ironiczne, czasem liryczne, rzadziej epickie; lubi gotować, lubi fotografować; lubi czytać i pisać, lubi kino, filmy i teatr (od dawna za względu na okoliczności tylko w TV); lubi surrealizm w sztuce i w ogóle, a więc i polskość; lubi van Steena, Rembrandta, słomkowy kapelusz damy Rubensa, Schielego, impresjonistów, kobiety w swobodnych pozach w malarstwie Tintoretta; kocha M.; kocha miesięcznik "Odra", czyta regularnie "Politykę" i "Wyborczą"; ulubione radia: Dwójka i radia internetowe z muzyką klasyczną, jazzem, fado, flamenco i piosenkę literacką; lubi radio TOK FM, chociaz po godzinie czuje sie ogłuszony nadmiarem sygnałów dźwiękowych i "głosowych"; wierzy w koincydencję etyki i estetyki oraz królewnę Śnieżkę; ateistyczny agnostyk, może agnostyczny ateista; lubi słuchać
Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „O ciąży, nowych polish jokes, pani minister, trenerze Fornaliku i dżentelmenie z SLD

  1. 16Siko15rek pisze:

    Dziękuję za informacje, na Amazona zajrzę. Poza tym wszystko się zgadza.W pierwszych latach stanu wojennego namiętnie kolekcjonowałem i zapisywałem w małych kajecikach krżace wówczas dowcipy. Pamiętam zreszta zabawna sytuacje w zwiazku z tym, kiedy w trakcie jakiejś "pogawędki" w jednym z zakładów Uniwersytetu Ślaskiego wyciagnałem nagle kajecik i zaczałem zapisywać dowcip… Tak, odnotowywane wtedy dowcipy np. o zmowcach miały i pewnie maj swoje odpowiedniki w polish jokes z USA. M. in. o tym pisze w Podziemiu folkloru, zreszta sam folklor współczesny klasyfikowałem niegdyś pod katem nowych treści.http://pl.scribd.com/doc/45519807/Micha%C5%82-Wali%C5%84ski-Wspo%C5%82czesna-rzeczywisto%C5%9B%C4%87-folkloru-Glosa-do-dyskusjiPozdrawiam. PS. Twoje teksty oczywiście czytam, udzielę się aktywniej, kiedy przyjdzie lepszy czas.

    Polubienie

  2. iambogna pisze:

    Ja rowniez odwiedze Twoje "podziemie folkloru", a tymczasem kilka slow o polonijnym pochodzeniu Polish jokes, bo tez sie tym kiedys interesowalam.Jeszcze we wczesnych latach 80-tych renomowane amerykanskie wydawnictwo Bantam Books wydalo serie ksiazek zatytulowanych "The Last Official [Polish, Irish, Italian etc.] Joke Book", bedacych "ucywilizowana" kontynuacja serii etnicznych dowcipow, ktore dekade wczesniej ten sam edytor-kolekcjoner, Larry Wilde, publikowal w masowonakladowym Pinnacle Books.Kres tego typu publikacjom polozyla poprawnosc polityczna, ale mozna je kupic na Amazonie (po bardzo przystepnych cenach, co znaczy, ze jest ich wciaz sporo w rynkowym obiegu). Tam tez nabylam cala serie tomikow z etnicznymi dowcipami – i juz po pobieznym przejrzeniu zorientowalam sie, ze swietnie znam znaczna ich czesc jeszcze z czasow PRL. Opowiadalo sie wtedy identyczne dowcipy o milicjantach lub o "Ruskich" (spotkali sie Polak, Ruski, Niemiec itp.), ktorzy zreszta nie pozostawali nam dluzni.Porownujac rozne etniczne zbiorki nietrudno sie zorientowac we wzajemnych inspiracjach i zapozyczeniach. Jak to w folklorze…Psychologiczne i socjologiczne opracowania tematu tez wskazuja na cechy wspolne dla dowcipow wszystkich grup etnicznych oraz podobna ich geneze. Na pewno jest to wyraz miedzy-etnicznych animozji, ale tez sposob usmierzania tesknoty za ojczyzna, polaczonej z pielegnowanymi resentymentami.A tak na marginesie, obrazliwe slowo "a polack" (slangowo: "przyglup", "matol") malo komu – poza Polonia – wciaz sie kojarzy ze slowem "a Pole" (Polak, Polka). Zdystansowala go zreszta "a blonde", czyli "blondynka", i to o niej powtarza sie teraz (lub adaptuje) dawne dowcipy o milicjantach, Polakach, Ruskich etc. Czyli: Nihil novi sub sole, jak naucza biblijny Eklezjasta.

    Polubienie

  3. mariabyrska pisze:

    Dziekuję za link do Pana (jak rozumiem) pracy naukowej. Z przyjemnością poczytam. Polish jokes bywają różne, niektóre ksenofobicznie zjadliwe, ale są też bardzo śmieszne i Polakom życzliwe. Np. "Co robi Polak, gdy widzi znak ograniczenia prędkości do 60 km/godz. Odpowiedź: Jedzie 60 km/godz. Te przytoczone (dziekuję) są średnio śmieszne, ale nie ohydne, co może świadczyć o wygasaniu antypolskich nastrojów.

    Polubienie

  4. 16Siko15rek pisze:

    „Dlaczego nikt w Polsce nie był w stanie zamknąć dachu na stadionie?- Bo wszyscy fachowcy od pracy na wysokościach wyjechali do Anglii.”„Co robią Polacy, gdy jest oberwanie chmury?- Stoją na deszczu, drapią się parasolem po tyłku i kontemplują przyrodę.”„Do czego służy Polakom dach?- Do rozgrywek politycznych.”Dwa są proweniencji angielskiej, jeden wymyśliłem, ale pochodzenie dowcipów nigdy nie jest pewne.W czasach PRL (np. lata 70.) tzw. polish jokes były koronnym argumentem w propagandzie antyamerykańskiej. Trzeba przyznać, że są ohydne. Toteż byłem bardzo zaskoczony, gdy w naukowych periodykach folklorystycznych („JAF”) przeczytałem artykuły, z których wynikało, że wiele z tych dowcipów tworzyli sami Polonusi, no i oni (obok innych) kolportowali je. To samo robili przedstawiciele innych – nisko notowanych w hierarchii społecznej – grup etnicznych, oczywiście wymyślając lub adaptując brzydkie lub urągające dumie narodowej dowcipy na swój temat.Da się to psychologicznie wyjaśnić.http://pl.scribd.com/doc/48352623/Micha%C5%82-Wali%C5%84ski-W-podziemiu-folkloru-rzecz-o-dowcipie

    Polubienie

  5. mariabyrska pisze:

    Zaintrygowały mnie nowe Polish jokes. Skąd pochodzą – z USA W. Brytanii, Irlandii – czy może powstają już także w krajach nieanglosaskich?No i jakie są odpowiedzi na te dowcipne, ale nie całkiem retoryczne pytania. Już teraz dziekuję za ich ujawnienie.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do mariabyrska Anuluj pisanie odpowiedzi